niedziela, 1 czerwca 2014

Sorpresa!

Więc tak jak obiecałam przygotowałam dla was niespodziankę :) Mam nadzieję, że wam się spodoba... Jak wiecie miałam z nią pewne problemy, ale już jest. Więc moją niespodzianką jest... ♪... ... ... ... ...

  Tam ta ra ram tam tam!

                        

                          ♪
                         ♪
                      ♪
                   ♪
           ♪

 Hihi :3 

Jupi :) 

No dobra :D

No więc moja niespodzianka to...

One shot!! :D

Kto zgadł??? Przyznać się :D

     Nigdy nie wyobrażałam sobie siebie na scenie. Śpiewającej, tańczącej i spełniającej marzenia... Zawsze byłam tą małą, szarą myszką, na którą nikt nigdy nie zwracał uwagi. Nie miałam pojęcia o sile, która we mnie drzemie. Tamtego dnia miałam szansę się o tym przekonać...
               Teraz wyobraźcie sobie, że stoicie za kulisami. Przed wami tylko widownia, licząca ponad 3 000 miejsc. Wszystkie są zajęte. Pewnie mielibyście tremę, spanikowalibyście prawda? Tak też było ze mną...
               Właśnie miałam tam wejść. Teoretycznie scena była jeszcze zasłonięta, ale i tak panikowałam. Nie mogłam zrobić nawet jednego kroku. W mojej głowie powstało milion planów ucieczki... Nagle ktoś lekko mnie popchnął. Pod przymusem zrobiłam krok, potem drugi, trzeci itd. Każdy kolejny był łatwiejszy do wykonania. Spojrzałam w tył. To była Mechi. To ona mi pomogła. Uśmiechnęła się. Dodała mi tym trochę odwagi. Zatrzymałam się. Przede mną stała huśtawka w kształcie chmurki. Musiałam na nią wejść. Jeden krok! Potem już będzie łatwiej... - powtarzałam sobie. Stanęłam na dwóch nogach, gdy nagle chmura gwałtownie się podniosła, a ja spadłam. Podbiegła do mnie przyjaciółka.
- Spokojnie. Teraz jest czas na popełnianie błędów - powiedziała podając mi rękę.
Skorzystałam z pomocy i ponownie weszłam na huśtawkę. Tym razem podniosła się wolniej. Gdy znalazła się na wysokości około 6 metrów, zatrzymała się. Usłyszałam pierwsze słowa lektora zapowiadającego koncert. Co za nerwy...
- No to zaczynamy show! - powiedziałam pod nosem, po czym włączyłam mikrofon. Zabrzmiały pierwsze dźwięki piosenki promującej drugi sezon - "Hoy somos más ". Zaczęłam śpiewać.
Tak, jak na próbach, kurtyna opadła i została sprawnie usunięta ze sceny. Mocno trzymałam się linek, na których zawieszona była chmurka. Upadek z takiej wysokości nie byłby miły. Fani martwiliby się o mnie jeszcze bardziej niż wtedy, gdy zaliczyłam mój paryski upadek w rytm piosenki On Beat. Mechi od razu podeszła do mnie, aby mi pomóc, po czym razem improwizowałyśmy. Od niej nauczyłam się przymykać oko na niewielkie błędy i cieszyć się chwilą. Potem śmiałam się z tego zdarzenia. Fani spamowali mi na twittera i facebooka zapytaniem czy nic mi nie jest. To było urocze. Gdy chmurka dotarła na sam dół zeszłam z niej, a wtedy dołączyli do mnie moi przyjaciele. Razem tańczyliśmy, śpiewaliśmy, skakaliśmy... Co za emocje! Po prostu magia działa się tam na scenie... To było niezwykłe! Potem  zaśpiewaliśmy: Tienes el talento, Euforia... Każda kolejna miała w sobie niezrównaną ilość energii. Uwielbiam to słowo: energia. To coś, czego nie brakowało mi na żadnym koncercie. Zawsze nią promieniowałam! Nawet przy tych wolniejszych piosenkach - Habla si puedes, Podemos... - dawałam z siebie wszystko! Piosenki
wykonywane w duecie z amantem Violetty były bardzo romantyczne. Dzięki Jorge nauczyłam się profesjonalizmu. Potem przyszła kolej na rozbawione trio - Lodo, Cande i ja. Od nich nauczyłam się bawić z publicznością. Pomimo różnych opracowanych wspólnie układów. Robiłyśmy na scenie to, co chciałyśmy. Czasem zamiast śpiewać, po prostu krzyczałyśmy coś do fanów lub do nich machałyśmy! Tak samo przy piosence Veo veo i Junto a ti ciągałyśmy się po scenie, biegałyśmy po schodach. Jorge chyba od nas też się czegoś nauczył, ponieważ gdy przyszła kolej na piosenkę Voy por ti latał po scenie w te i z powrotem. Bawił się! I o to chodzi prawda? Podczas solo mogłam uczyć się tylko od samej siebie. Śpiewałam Como quieres. Lubię tą piosenkę, ale można sobie połamać język, więc śpiewałam z playbacku. Nie musiałam martwić się wokalem i miałam czas na zabawę. W miarę możliwości tańczyłam na wielkim diamencie. Przyszła pora na, według mnie, najbardziej roztańczoną piosenkę z drugiego sezonu - On Beat. Dziwię się, że te małe pudła nie połamały się, gdy tak skakaliśmy po nich!
             Było mi ciężko zostawić rodzinę w Argentynie i ruszyć w trasę po starym kontynencie, ale na szczęście mam wsparcie mojej fioletowej rodzinki! Są zawsze, gdy ich potrzebuję.
FIOLETOWA RODZINKA!!! :D
Razem spędzaliśmy nasz wolny czas pomiędzy występami. Naszym autobusem jeździliśmy od teatru do teatru. Podczas trasy Violetta En Vivo trochę się do siebie zbliżyliśmy. Wspólnie śmialiśmy się, wygłupialiśmy, odpoczywaliśmy na plaży, przy basenie... Słowem wszystko razem. Nie wyobrażam sobie, bym mogła spędzić ten czas jeszcze lepiej. Dużo się od nich nauczyłam i na pewno wykorzystam tą naukę przy kontynuowaniu mojej kariery. Tyle się wydarzyło w ostatnim czasie - przygotowywałam pizzę z Ruggero, świętowaliśmy urodziny Cande, Alby, poznałam papieża Franciszka - i tyle się jeszcze wydarzy - niedługo Juntada Tinista, premiera mojej nowej książki... Czas leci jak szalony, a my już zakończyliśmy naszą światową trasę En Vivo. Dostałam już scenariusz pierwszych odcinków nowego sezonu Violetty. Niedługo skończy się także nasz serial i rozstaniemy się... Tego boję się najbardziej. Nie chcę stracić kontaktu z tymi świetnymi ludźmi! Tyle się od nich nauczyłam... Mam nadzieję, że zostaniemy razem dzięki fanom. Oni nas połączą. To przecież dzięki fanom jesteśmy tym, kim jesteśmy. Bo
przecież bez nich nie byłoby gwiazd! Mamy najlepszych fanów na świecie!  Przyjadą nawet z Polski do Włoch, aby tylko zobaczyć nas na żywo. Od nich nauczyłam się wytrwałości w dążeniu do pobranego przez siebie celu. Jestem tylko zwykłą nastolatką - powtarzam w wywiadach, ale jak tu być zwykłą z tak niezwykłymi fanami? Codziennie myślę: czym ja sobie na nich zasłużyłam? Jeden niezwykły serial… To musiało być moje przeznaczenie. Gdy mój tata przekazał mi, że odbywają się castingi do nowego serialu, wiedziałam, że nie mogę przepuścić takiej okazji.
    Bardzo ciężko było mi dotrzeć na szczyt i teraz jestem szczęśliwa z tego, że tu jestem. Mam takich świetnych fanów, przyjaciół i rodzinę, którzy wspierają mnie.
    Teraz jestem w studiu dubbingowym. Nagrywamy promo do transmisji Koncertu En Vivo w kinach.
- A mogę powiedzieć tak: Violetta En Vivo było dla mnie czymś nowym. Bałam się zrobić ten pierwszy krok w stronę sceny, ale pomogli mi przyjaciele. Nauczyłam się czegoś od każdego z nich. Razem wyszliśmy na scenę. Śpiewaliśmy, tańczyliśmy, skakaliśmy... po prostu magia! Nie da się tego opisać słowami! Trzeba to zobaczyć... i wtedy lektor mówi: Violetta Koncert w kinach od 9 maja. Co wy na to?
- Nie kombinuj Tini! Masz powiedzieć tylko to co jest na kartce! Nic więcej, nic mniej! Zrozumieliśmy się?! - krzyczał, podając mi kartkę. Reżyserzy już mają to do siebie, że "głośno mówią", czyli po prostu wrzeszczą. Przeczytałam scenariusz i skinęłam głową, dając do zrozumienia, że jestem już gotowa.
-Cały czas pamiętam nerwy przed naszym pierwszym występem - przeczytałam.
Te nerwy... i  te emocje...


♪♪♪♪♪♪♪♪♪♪♪♪♪♪♪♪♪♪♪♪♪♪♪♪♪♪♪♪♪♪♪♪♪♪♪♪♪♪♪♪♪♪♪♪♪♪♪
 Przepraszam, że dopiero teraz, ale bardzo późno wróciłam. Za to już mam połowę następnego rozdziału.
PS. Podoba wam się nowy wygląd bloga?? Komentujcie! ;)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Dzięki za komentarze ;*