KROPKA :).
♪♪♪♪♪♪♪♪♪♪♪♪♪♪♪♪♪♪♪♪♪♪♪♪♪♪♪♪♪♪♪♪♪♪♪♪♪♪♪♪♪♪♪♪♪♪♪
♪♪♪♪♪♪♪♪♪♪♪♪♪♪♪♪♪♪♪♪♪♪♪♪♪♪♪♪♪♪♪♪♪♪♪♪♪♪♪♪♪♪♪♪♪♪♪
ROZDZIAŁ 19
Nigdy nie znudzi mi się słuchać głosu Marco. Jest taki barwny. Potrafi wyrazić nim takie piękne emocje... W tej chwili wyrażał bardzo skomplikowane uczucie. Z jednej strony była to tęsknota i smutek spowodowany długą rozłąką, a z drugiej szczęście, ponieważ znów się możemy zobaczyć. Nie da się opisać tego lepiej. Marco skończył swoją piosenkę i poprosił mnie, abym teraz ja mu coś zaśpiewała. Przejęłam instrument i zaśpiewałam mu Otro día más - śliczną piosenkę, podczas pisania myślałam o całej mojej włoskiej ekipie... i Camili - mojej jedynej argentyńskiej przyjaciółce. Zaledwie tydzień temu była to pusta kartka, a dwa dni temu ostatnia czarna kropka zawidniała na białym papierze. Była to dla mnie bardzo ważna piosenka, więc miałam nadzieję, że spodoba się chłopakowi. Włożyłam wiele wysiłku w jej zaśpiewanie i granie na gitarze i... chyba się opłaciło! Marco zaczął bić mi brawo.
- Jest piękna! Jesteś najlepszą tekściarką jaką znam! - zarumieniłam się.
- Dziękuję - odparłam. Byłam bardzo zadowolona z reakcji chłopaka. Jego zdanie naprawdę się dla mnie liczyło.
- Napisałaś coś jeszcze? - zapytał.
- Tak...Una nueva estrella. Zaczęłam ją tworzyć już we Włoszech - powiedziałam po czym zaprezentowałam ją, równie starannie jak tamtą. Zachwyt Marco był mniej więcej podobny.
Skończyliśmy grać. Marco oparł się o pień drzewa, a ja wtuliłam się w niego. Chłopak pocałował mnie w głowę, a ja wzięłam do ręki pojemnik z truskawkami i zaczęłam je jeść. Oczywiście nie obyło by się bez poprzedrzeźniania się z biedną Fran i nie pozabierania jej połowy owoców! Niektóre udało mi się ocalić, lecz większość poległa ma polu bitwy... Po jakimś czasie znudziło nam się takie siedzenie, więc pozbieraliśmy manatki i chodziliśmy po parku. Przy okazji spotkaliśmy Camilę.
- A może wybierzemy się w trójkę do Resto? Co wy na to? - zaproponowałam.
- No jeśli nie przeszkadzam wam - uśmiechnęła się. - W końcu dziś są Wal... - jakaś brunetka weszła w Camilę. To była Violetta.
- Vilu! Cześć! - przywitałam się - Masz jakieś plany na dzisiaj?
- Nie... Zazwyczaj 14 luty to mój najnudniejszy dzień w roku... Czemu pytasz?
- Może chciałabyś się z nami wybrać do Resto? To jest Marco - mój chłopak, a to Camila - moja przyjaciółka.
- Cześć, Vilu - przywitała się, powtarzając czynność dwa razy.
- To co? Idziesz?
- No, w sumie... Może ten dzień nie musi być taki naaajnudniejszy... - zaśmiała się i razem ruszyliśmy w stronę restauracji.
Wspólnie śmialiśmy się i rozmawialiśmy. Wszystko było idealnie, ale niestety nic nie trwa wiecznie... Do Resto przybyła diablica. Ludmiła dosiadła się do naszego stolika.
- Tak, pewnie... Dosiądź się koleżanko... Miło, że spytałaś - powiedziała ironicznie Viola.
- Ignoruj ją - poleciła Cami. - po pewnym czasie znudzi jej się i sobie pójdzie.
- Ohh Camila! Jesteś taka naiwna! Oczywiście, że tak szybko sobie nie pójdę!
- Czego chcesz?! Po prostu powiedz i nie psuj nam reszty tego dnia! - krzyknęłam.
- Ojejku Fran nie bulwersuj się tak, bo ci żyłka pęknie! - oparłam głowę na ramieniu Marco i udałam, że śpię. Nie miałam siły ani ochoty słuchać tej gadaniny. - Obudź się dziewczyno! Gdy supernova przemawia top się nie śpi!
- O jeju! - Viola chyba już też straciła siłę na ta dziewczynę.
- Kim ty jesteś wieśniaczko, żeby tak lamentować, gdy mówię?!
- To jest Violetta - nasza przyjaciółka! - stanęła w jej obronie Cami.
- Może znajdziemy jakąś inną knajpę? - zaproponowałam Marco, gdy reszta się kłóciła. Po chwili Ludmiła wstała i odwróciła się, lecz wcale nie zamierzała wyjść. Wzięła od kelnera kubek z sokiem i oblała nim dziewczyny. Ja sprytnie uniknęłam spotkania z napojem odchylając się do tyłu i upadając na podłogę. Marco pomógł mi wstać i upewnić się czy wszystko jest ok, po czym zaczął kłócić się z Ludmiłą. Nie warto nawet próbować tego robić. Ona nie potrafi zrozumieć, że zrobiła źle. Jednak Cami zrobiła coś jeszcze gorszego. Zabrała z baru tacę z jakąś zieloną papką i przyłożyła ją do głowy blondynki. Podeszłam do Camili i próbowałam jej powiedzieć, że nie powinna tego robić, ale w tym czasów Ludmiła wyrzuciła mi całe wiadro kostek lodu za koszulkę. Pisnęłam! Zaczęłam skakać, aby wyrzucić je. Ostatecznie to mój chłopak pomógł mi to zrobić. On też jednak nie pozostał w stanie wyjściowym. Nasza gwiazdą wzięła wiadro wodą, służącą do mycia podłogi i oblała nim Marco. Oczywiście wtedy ja rzuciłam się na Ludmiłę i zaczęłam ciągnąć ją za włosy. Przyszedł Luca. Próbował nad uspokoić, ale nie było to takie łatwe. Ja Bolam się z Ludmiłą, a dziewczyny co chwila rzucały w nią jakimś jedzeniem. W końcu Luca krzyknął, że jeśli zaraz nie przestaniemy to on wezwie policję. Zapadła cisza Właśnie wtedy wszyscy się opamiętali. Oprócz Ludmiły.
- Podarłaś mi moje ulubione spodnie! Nie daruję Ci! Jesteś okropna, nie masz stylu i do tego okropnie się ubierasz! A ty - wskazała na Camilę - nie umiesz śpiewać i... też nie masz stylu! Ty - zwróciła się do Marco, a ja wtuliłam się w jego ciało - jesteś walnięty i... i ta twoja fryzura jest ohydna - w tej chwili chciałam do niej podejść i uderzyć ja w twarz, ale mój chłopak mnie powstrzymał. - I jeszcze ty... ty jesteś...
- No jaka jestem? - przerwała jej Vilu. - Nie znasz mnie. Nie możesz nic o mnie powiedzieć... - dziewczyna wybiegła.
- Życzę wam wszystkiego najgorszego i żebyście pozdychali jak najszybciej! - wybiegła ze łzami w oczach.
- Co ci strzeliło do głowy?! - odezwał się Luca. - Jutro rano przyjdź tutaj na śniadanie. Pogadamy sobie... - Luca nie jest niemiły, ale gdy trzeba coś zrobić jest bardzo stanowczy.
- Dobrze - powiedziałam, po czym wyszliśmy.
- To wszystko wina tej żmii! - lamentowała Camila - Ona to wszystko zrobiła specjalnie! Ona...
- Nie! To była nasza wina... Daliśmy się jej sprowokować - powiedziałam, a Marco pocałował mnie w czubek głowy.
- Masz rację... Z resztą jak zwykle... Kocham Cie! - przytuliła mnie, po czym pożegnała się i poszła.
- Wiesz... - zaczął Marco - Tak myślałem i została jeszcze jedna rzecz do zrobienia.
- Nie mam już siły. Podziękuj Ludmile.
- Ale do tego nie potrzebujesz żadnej siły! No chodź! - pociągnął mnie za rękę. Szliśmy przez park. Po pewnym czasie chłopak się zatrzymał i zasłonił mi oczy. Trochę ciężko się szło, ale to na pewno coś wielkiego! W końcu stanęliśmy.
- Jesteś gotowa? - zapytał.
- Tak! - powiedziałam.
- Ale na pewno? - dopytywał się.
- Tak! 100%! - krzyknęłam.
- Ale jesteś pewna? - droczył się ze mną. Skoro się w to bawimy, to się bawimy.
- Wiesz jeśli nie chcesz mi tego pokazać to nie musisz, ale w końcu sam mówiłeś... - odsłonił mi oczy. Staliśmy na brzegu jeziora otoczonego brzozami. Obok nas przycumowana była łódka, a od tafli wody odbijało się zachodzące słońce.
- Zapraszam - odezwał się w końcu chłopak, wyciągając przed siebie dłoń, której miałam się złapać i wejść na łódkę. Siedzieliśmy na środku jeziora, sami w tym wielkim parku. To takie romantyczne...
- Posłuchaj Fran - złapał mnie za ręce. W tym momencie w mojej głowie zabrzmiała dokładnie ta sama melodia, co wtedy, gdy ujrzałam pudełko od bransoletki. - Kocham Cię i obiecałem sobie nie myśleć o tym co będzie jutro, ale to nie jest takie proste. Ja jutro wracam do Włoszech, a ty tutaj zostajesz. Za każdym razem, gdy jestem od Ciebie daleko czuje pustkę. Jesteś całym moim życiem i brakuje mi Ciebie. Kocham Cię najmocniej na świecie i chciałbym znaleźć sposób abyśmy mogli być razem. Nie wyobrażam sobie jutra, ani następnego tygodnia bez Ciebie. Ale chciałbym też abyś była szczęśliwa i to jest jedyne wyjście. Uważam, że najlepiej będzie dzisiejszy dzień zakończyć jak najlepiej, jutro udawać, że nic się nie dzieje, a gdy już wyjadę...
- Rozumiem. Nie musisz kończyć - odkąd zaczęliśmy się spotykać myślałam jak będzie wyglądać nasze rozstanie... Już wiem.
- Więc zgadzasz się? - zapytał, a ja pokiwałam leciutko głową, po czym rzuciłam mu się na szyję.
- Kocham Cię - powiedziałam.
- Ja też - odparł i pocałował mnie w usta.
Troszkę specyficzne rozstanie?
Wróciliśmy do domu. Marco chciał już iść spać, więc rozłożyłam mu kanapę i poszłam do siebie. Nie mogłam zasnąć. Próbowałam i próbowałam, ale nie potrafiłam. Nie mogłam przestać myśleć o tym idiotycznych planie. Udawanie, że nic się nie dzieje to nie jest dobry pomysł. Chyba lepiej jeśli byśmy o tym pogadali. Zeszłam na dół. Marco tez nie spał.
- Fran? Nie spisz? - zainteresował się.
- Nie, nie mogę zasnąć... Chciałam z tobą pogadać.
- Siadaj - przesunął się, robiąc mi miejsce. Usiadłam.
- Myślę, że udawanie, że nic się nie dzieje to nie jest dobry pomysł. Chyba lepiej jeśli byśmy o tym pogadali - zacytowałam własne myśli.
- Wiesz jak ciężko jest mi o tym rozmawiać?
- Myślisz, że mi nie? A jednak staram się być silna.
- Dobrze... więc co uważasz?
- Nie wiem, na razie nie wymyśliłam nic lepszego niż po prostu się rozstać, jak normalni ludzie - po moich słowach nastąpiła długa cisza zanim znów się odezwałam. - Co o tym myślisz? - chciałam nakłonić chłopaka, aby coś powiedział, ale on tylko tak siedział i patrzył się w kwiaty, które rano od niego dostałam. Nie patrzył na nie tak normalnie. Patrzył tak, jakby zaraz miał się rozpłakać. Żadnego ruchu. Pomachałam mu ręką przed oczami.
- Co? Przepraszam coś mówiłaś? - raczej słaba gra aktorska. Wstałam i bez słowa poszłam do pokoju trzaskając za sobą drzwiami. Zaczęłam płakać w poduszkę, aż zasnęłam. Przyśniła mi się scena w Resto Barze, gdy Ludmiła nas wyzywała. Szczególnie zapadło mi w pamięć, gdy mówiła, że nie mam stylu i okropnie się ubieram. W restauracji nawet mnie to nie dotknęło, ale teraz poczułam smutek. Czy ludzie naprawdę tak uważają? Wiem, że ubrania to tylko wierzch, a to co naprawdę ważne kryje się głęboko w środku i nie sposób tego zauważyć gołym okiem, ale może warto coś zmienić?
Obudziłam się bardzo późno, ponieważ mój budzik nie zadzwonił. Przetarłam oczy. Cały pokój był obsypany różami. To pewnie Marco. Popatrzyłam na zegarek. Była 10.08. Na zajęcia już i tak nie zdążę. Usiadłam. Na drugim końcu łóżka leżała karteczka. Otworzyłam ją.
Luca! Zupełnie o nim zapomniałam! Szybko ubrałam się, spakowałam do torebki telefon, klucze, portfel i słuchawki. Po rozmowie z kuzynem miałam zamiar iść do sklepu kupić jakieś fajne ubrania, kosmetyki i takie tam. Spojrzałam na wyświetlacz telefonu. 20 nieodebranych połączeń. 18 od Camili, jedno od Luci i jedno od jakiegoś numeru, którego nie mam w spisie kontaktów. Oddzwoniłam do przyjaciółki.
- Fran! No nareszcie! Co z Tobą? Czemu nie odbierałaś? Dzwoniłam do Ciebie chyba z milion razy! - odezwała się bardzo zaniepokojona dziewczyna.
- Spokojnie, Marco wyłączył mi budzik, więc się nie obudziłam. Jak wpadniesz do mnie dzisiaj to Ci pokażę coś.
- Dobra to będę wieczorem na nocowanko, ale teraz muszę kończyć - mamy lekcję z Pablo. Papa kochana - pożegnała się, a ja przerwałam połączenie.
Teraz ta trudniejsza część. Przekroczyłam próg Resto... Bandu?! Usiadłam przy ladzie. Podszedł do mnie Tomas.
- Hej piękna - puścił do mnie oczko - Zamawiasz coś?
- Nie, Luca chciał ze mną porozmawiać.
- To masz szczęście. Jest dziś w wyjątkowo dobrym nastroju pomimo wczorajszego.
- Powiedział Ci?
- Tak! Ze wszystkimi szczegółami - Tomas bardzo dziwnie się na mnie patrzył, więc musiałam coś powiedzieć.
- Zmieniliście nazwę?
- Tak, bo wiesz...
- Francesca, no na... - przerwał, gdy zobaczył Tomasa, po czym pociągnął go za rękaw i mówił mu coś na ucho i popchnął go w stronę stolików. Chłopak znowu puścił mi oczko i poszedł sobie. - No jesteś! Czemu nie odbierasz telefonu?
- Zaspałam, bo... - Marco kazał mi zwalić na niego, ale nie chciałam, aby miała o nim złe zdanie, czy coś, więc zrzuciłam na sztuczną inteligencję - em... budzik mi się zepsuł!
- Dobrze. Posłuchaj, widziałem całe zdarzenie i wiem, że tak naprawdę Ty nic nie zrobiłaś, ale muszę mieć autorytet u moich pracowników, dlatego udawałem, że jestem zły na Ciebie - lekko się zaśmiałam. - Jesteś głodna?
- Bardzo! - odparłam ochoczo.
Około godziny 14 wyszłam z restauracji i skierowałam się w stronę Studia. Zajęcia powinny już się skończyć, a uznałam, że na zakupy lepiej iść w towarzystwie najlepszej przyjaciółki. Razem ruszyłyśmy w stronę centrum miasta. Cały dzień spędzony na przymierzaniu ubrań, butów, kapeluszy, okularów, wąchaniu perfum, oglądaniu biżuterii, chustek... To właśnie lubię w zakupach. Najlepsze jest jednak to, że robisz to z przyjaciółką. Nie ten widok w lustrze, nie ten milion nowych ubrań tylko towarzystwo. Śmiejemy się, rozmawiamy... Mało kto tak naprawdę o tym wie.
Wieczorem wróciłyśmy do domów. Ja przygotowywałam dom, a Camila poszła się spakować. Wolałam narazie nie wchodzić do mojego pokoju. Usiadłam na kanapie. Po niecałych pięciu minutach wpadła Camila.
- Violetta i Ludmiła są siostrami - powiedziała ze strachem w oczach. Wyglądała, jakby przed chwilą zobaczyła ducha, a ja wpatrywałam się w nią i nie mogłam tego wszystkiego pojąć.
Co myślicie? :) Podoba wam się?
.
.
.
.
Czuję się, jakbym gadała ze ścianą :D

siemka :) wiem, wiem, dawno mnie tutaj nie było... :( przepraszam cię za to kochana, ale przez jakiś czas w ogóle nie wchodziłam na bloggera :((
OdpowiedzUsuńnadrobiłam już wszystkie rozdziały xD
są świetne :-) cudnie piszesz
rozdział był bardzo ciekawy <3 najlepsza końcówka, o tym, że Ludmi i Viola są siotrami ;)
czekam na następny rozdział xD
OS, którego napisałaś też był cudowny :) czekam na kolejnego takiego OneShota <3
przepraszam jeszcze raz :) no już dobra, nie zanudzam cię tym bezsensownym komkiem
pozdrawiam
N.x. (dawniej Nati Verdas)
No już myślałam, że o mnie zapomniałaś :D Ale bardzo się cieszę, że jednak jesteś ;) Ja narazie mam bloka :-/ Nie mogę nic napisać... Mam pomysły, ale nie potrafię ich zamienić w rozdział... Coś tam zaczęłam i mam nadzieję, że do niedzieli skończę, ponieważ jadę na kolonię... Ewentualnie w autobusie 10 h będę miała... Myślę, że wystarczająco ;P
Usuń