niedziela, 23 lutego 2014

Rozdział 3

- Fran, pamiętasz te straszne hałasy wczoraj w nocy?
- Oczywiście, aż takiej sklerozy to ja nie mam - zażartowałam, ale jemu nie było do śmiechu.
- To byli rodzice, zabrali nam pieniądze, to znaczy mi. Ty swoją część zabrałaś.
- Co?! - zamurowało.mnie. Co prawda w drodze do domu myślałam o najgorszym, ale nie spodziewałam się TEGO - Fede, nie pojadę bez Ciebie!
- Pojedziesz! Masz ogromny talent,  większy od mojego. Poza tym, gdy tylko zdobędę pieniądze przyjadę do Ciebie. Zatrudnię się na dwie zmiany. Dasz radę. Będziemy się kontaktować. Rodzicom będę mówił, że nic nie wiem. Zrób to dla mnie - pogłaskał mnie po ramieniu i próbował się uśmiechnąć - Ale proszę Cię o jedno, na wszelki wypadek nie mów nikomu, że wyjeżdżasz. Jeszcze tylko brakuje nam, żeby...
- Marco! - ach ten mój spóźniony zapłon. W tej właśnie chwili przypomniałam sobie o jego wyznaniu i o tym, że będę musiała go zostawić. Serce połamało się na miliony malutkich kawałeczków. Nienawidzę ranić ludzi, tym bardziej, że nareszcie po tak długim czasie jesteśmy razem.
- Nawet jemu nie - on wiedział, że wcale nie o to mi chodzi, ale najwyraźniej postanowił sobie trochę pożartować.
- Muszę do niego iść!
- O pierwszej w nocy?
- Jest pierwsza?! Muszę iść spać! Jak ja jutro wstanę!
Oczywiście mój brat nie byłby moim bratem, gdyby nie pokrzyżował moich planów śpiewając na cały głos w moim pokoju. Rano wyszykowałam się do szkoły z nadzieją, że wreszcie porozmawiam z Marco, ale on nie przyszedł. Zmartwiłam się. Po zajęciach zadzwoniłam do niego i umówiłam się z nim w to samo miejsce o 15. Postanowiłam zjawić się tam jako pierwsza. Usiadłam na małej ławeczce stojącej w cieniu pięknego jaworu. W parku było ich pełno, ale ten jeden był wyjątkowy. Za jego błyszczącymi zielonymi liśćmi zauważyłam Marco.
- Cześć Fran! - pocałował mnie w policzek na powitanie, prawie bym pisnęła ze szczęścia, ale na szczęście w porę się opamiętałam - Przepraszam, że nie było mnie dzisiaj w szkole, ale musiałem coś załatwić.
- Dobrze, nie ma sprawy.
- Co jest? Wydajesz się jakaś taka smutna.
- Tak,  bo wiesz Marco ja... - zawahałam się, było mi to bardzo trudno powiedzieć - ja... kocham Cię...
- Ja Ciebie też Fran - przerwał mi, uśmiechnęłam się lekko, ale po chwili ten uśmiech zszedł mi z twarzy i poleciała pojedyncza łza. Chłopak próbował wytrzeć mi policzek, ale ja złapałam go za rękę i nareszcie zdobyłam się na odwagę, aby wyznać mu prawdę
- ...ale wyjeżdżam - Marco nie wyglądał, jakby zrozumiał o co chodzi, więc postanowiłam ciągnąć dalej - Z Federico - chyba pierwszy raz powiedziałam jego pełne imię - od  dawna zbieraliśmy pieniądze na wyjazd do Buenos Aires...
- Buenos Aires?!
- Tam jest szkoła muzyczna, nazywa się Studio21. Niestety Fede jednak nie pojedzie teraz - kolejne łzy postanowiły wypłynąć. Nie panowałam nad emocjami. Sama w Buenos Aires. Na samą myśl o tym chciałam wybuchnąć głośnym płaczem - Rodzice zabrali jego część, ale kazał mi jechać. Dążyć za marzeniami i ... - nie mogłam nic więcej powiedzieć, zapłakałam, ale nagle poczułam, że chłopak przytulił mnie do siebie i pocieszył mnie.
- Ocean nas nie rozdzieli. Nie pozwolę na to - i ja mam go zostawić?!
- Kocham Cię - załkałam.
- Ja Ciebie też - powiedziałam i wtuliłam się mocniej w jego ciało.
*********************************************
A jednak dałam radę :P. Gdy będzie więcej komentarzy będę dedykować rozdziały. Ten na razie mogę zadedykować tylko Vicki Stoessel :). Dzięki że jesteś :). Buziaczki :*  

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Dzięki za komentarze ;*