wtorek, 25 lutego 2014

Rozdział 4

Siedzieliśmy tak dobre dziesięć minut, gdy się odezwał.
- Fran, kiedy wyjeżdżasz?
- Chyba w poniedziałek.
- Więc może lepiej wykorzystajmy ten czas, który mamy, jak najlepiej i nie przejmujmy się przyszłością.
- Masz rację.
Wstaliśmy z ławki i jeszcze długo spacerowaliśmy po parku. Rozmawialiśmy o wszystkim i o niczym. Obiecaliśmy sobie też, że będziemy się komunikować i nigdy o sobie nie zapomnimy. Wieczorem chłopak odprowadził mnie do domu. Następnego dnia poszłam do szkoły, po szkole wróciłam z Marco, z Fede zamówiliśmy pizzę, potem znowu wyszłam z Marco, wieczorem odprowadził mniei i poszłam spać... Każda kolejna doba mijała dokładnie tak samo, aż do soboty...
Rano nie spieszyłam się ze wstaniem. Gdy zeszłam na dół mój brat już tam był.
- Dzień doberek siostrzyczko! - uśmiechnął się.
- Co tam trzymasz? - zauważyłam małe granatowe pudełeczko w jego dłoniach, zaciekawiłam się.
- Narazie nic.
- Narazie?
- Aham!
- Ok, nie wnikam. Chcesz coś zjeść?
- Jak coś zrobisz Master Chef'ie - cały Fede - mógłby umierać z głodu, byleby tylko rączek sobie nie pobrudzić. Ahh... Będę za tym tęsknić. Wtem rozległ się straszny łomot do drzwi, jednak gość postanowił wpóścić się sam, a gościem był Alejandro.
- Francesca!!! - krzyknął, mało szyby z okien nie wyleciały.
- Al, spokojnie, czemu krzyczysz?
- Spokojnie? Dlaczego mi nie powiedziałaś, że wyjeżdżasz?? - złapałam się za głowę. No tak, zapomniałam. Tak bardzo skupiłam się, aby przekazać tą informację Marco, że zapomniałam o Alejandro.
- To ja może was zostawię - odezwał się zza moich pleców Fedro.
- Nie musisz, ja wyjdę, bo chyba ona i tak nie ma mi nic do powiedzenia!
- Ej gościu przesadzasz! Po pierwsze nie krzycz. Po drugie ONA ma imię!! - Fede stanął w mojej obronie i zacząl kłócić się z Alejandro. Ja zaczęłam płakać i uciekam do pokoju - Gratulacje! - ujął Fedro.
- Ah dzięki - powiedział sarkastycznie chyba mój były przyjaciel.
- Wynocha! - krzyknął brat. Po wyjściu nieproszonego gościa Fede przyszedł do mnie.
- To... z tego śniadania nici? - zażartował Fede, ale mi nie było do śmiechu - Przepraszam, wiem, że Alejandro był dla Ciebie ważny ale nie mogłem stać bezczynnie, gdy on Cię obrażał... Kocham Cię siostra - popatrzyłam się na niego i rzuciłam mu się na szyję.
- Ja Ciebie też! Tylko nie mogę sobie wybaczyć, że o nim zapomniałam.
- To nie Twoja wina, gdyby naprawdę był Twoim przyjacielem, to by zrozumiał. Bo co on tam zrobił, to nie było zrozumienie - brunet się zaśmiał, a ja mu zawtórowałam.
- Dziękuję.
- Nie masz za co.
Postanowiłam się chociaż dziś nie zadręczać i poszłam z bratem do kina. Po seansie spotkaliśmy Marco i razem poszliśmy do kawiarni. Rozmawialiśmy o wszystkim i o niczym. W końcu wróciliśmy do domu. Chyba pierwszy raz byłam tak zmęczona, że od razu poszłam spać, chociaż była dopiero godzina 20. Za to bardzo wcześnie wstałam. Natchnęło mnie coś, aby napisać piosenkę. Naturalnie opisywała ona cały ten wyjazd do Buenos Aires. Spełnianie marzeń - to był jej motyw. Miała ona krzyczeć: nowa gwiazda zacznie błyszczeć! Po długich godzinach pracy wreszcie skończyłam. Byłam bardzo zadowolona z tego dzieła. Nadeszła pora o której zazwyczaj wstaję. Zeszłam na dół.
- Hej siostro - przywitał mnie głos mojego brata.
- Hej hej, co oglądasz? - mój świr wydawał się bardzo zafascynowany tym programem, więc postanowiłam zapytać. Usiadłam koło niego i zobaczyłam walki sumo. Od razu wstałam i poszłam do kuchni. Nigdy nie lubiłam tych bezsensownych... rzeczy! Nawet nie wiem jak to nazwać! Głupot? Dziwactw? Moje rozmyślenia przerwało pukanie do drzwi. Osoba stała zbyt blisko drzwi, abym mogła, przez wizjer, zobaczyć jego twarz. Lecz już po blond czuprynie rozpoznałam Alejandro. Nacisnęłam klamkę.
- Cześć Fran - tym razem mówił głosem spokojnym i opanowanym. W rękach trzymał bukiet żółtych żonkili - Chciałem Cię przeprosić, zachowałem się głupio - chłopak wyciągnął ręce do przodu, chcąc wręczyć mi kwiaty - To dla Ciebie. Chodziłem po całym osiedlu szukając właśnie żółtych. To twój ulubiony kolor - mimowolnie się uśmiechnęłam. Przyjęłam prezent i dałam znak, aby gość wszedł - Wiem, że na pewno masz jakiś powód, dla którego wyjeżdżasz, ale czy mogłabyś mi to wszystko wytłumaczyć?
- No więc z Fede od  dawna zbieraliśmy pieniądze na wyjazd do Buenos Aires. Tam jest szkoła muzyczna, nazywa się Studio21. Niestety Fede...
- Nie pojedzie teraz - dokończył za mnie Fedro, który właśnie pojawił się za moimi plecami i położył dłoń na moim ramieniu - Rodzice zabrali moją część pieniędzy, ale Francesca pojedzie. Obiecała mi to. Na pewno uda ci się dokonać czegoś wielkiego... - zwrócił się do mnie.
- Wystarczy uwierzyć! - dokończył Al. Fede popatrzył na niego jak na dziwaka, ale ja wiedziałam o co mu chodzi.

**************************************
Hmmm... Nie podoba mi się! A wam? Może następny będzie lepszy :-)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Dzięki za komentarze ;*