środa, 12 marca 2014

Rozdział 11

Zerwałam się z łóżka i zeszłam po schodkach. Nie wiedziałam co robić. Weszłam do kuchni i sięgnęłam po patelnię do naleśników. Jeśli to włamywacz trzeba być ubezpieczonym. Stałam obok drzwi. Nagle się uchyliły. Serce podeszło mi do gardła.
Osoba za drzwiami krzyknęła. Tą osobą jednak była tylko Klaudia - właścicielka.
- Francesco co się dzieje?! I poco Ci ta patelnia?! - próbowała się uspokoić, ale jej nie wychodziło. Wystraszyłam ją na śmierć.
- Myślałam, że jesteś włamywaczem - prawie krzyknęłam, byłam ciągle roztrzęsiona.
- I miałaś zamiar zaatakować go patelnią? - zaczęła się ze mnie śmiać.
- Ej! Przestań się ze mnie nabijać!
- Dobra, dobra. Przyszłam zobaczyć jak sobie radzisz.
- Miałam zamiar posprzątać, ale nie skończyłam, ponieważ głowa mnie strasznie boli.
- Wzięłaś jakieś lekarstwa?
- Tak, o te - podałam jej pudełko, które zostawiłam na półce obok drzwi.
- A próbowałaś się przespać? - zapytała.
- Tak, ale włamywacz - mocno zaakcentowałam to słowo - mi przeszkodził.
- Dobra to ja już idę - miała zamiar wyjść, ale po chwili się odwróciła - od razu Cię uprzedzam, że wpadnę za tydzień. Nie czekaj na mnie z patelnią.
- Postaram się - zażartowałam. Klaudia wyszła. Zamknęłam drzwi i położyłam się do łóżka. Po 5 minutach mimowolnie zasnęłam. Obudziłam się o 7 rano. Głowa już mnie nie bolała. Zjadłam śniadanie, umyłam się i ubrałam. Potem wyszłam z domu. W połowie drogi usłyszałam za sobą znajomy głos.
- Fran! Poczekaj - zatrzymałam się.
- Hej - powiedziała zdyszana, gdy już do mnie dobiegła.
- Hej - odpowiedziałam bez cienia entuzjazmu.
- Co ty taka  jakaś... - rudowłosa zaczęła wymachwać rękami i coś mamrotać. Chyba uważała, że ja tak wyglądam. Po cgwili przestała. Spojrzała na mnie i mówiła dalej - Powinnaś być szczęśliwa, zaniepokojona, zniecierpliwiona, wesoła... tak wszystko naraz!
- Jak widzisz nie jestem szczęśliwa.
- No widzę, ake dlaczego? - przyjacuółka zaczęła się niepokoić. Teraz już musiałam jej o wszystkim powiedzieć.
- Nie wiem, po prostu boję się, że nie uda mi się. A jeśli nie zdam będę musiała wrócić do Włoch. Tłumaczyć się rodzicom. O ile w ogóle zauważyli, że mnie nie ma - cały czas mówiłam coraz ciszej, a ostatnie słowa wypowiedziałam tak cicho, że nawet ja siebie nie usłyszałam.
- Jak to o ile w ogóle zauważyli?! Nie rozumiem...
- Po prostu! - przerwałam jej. Z moich oczy zaczęły kecieć łzy - Moi rodzice przestali się nami interesować, gdy miałam 5 lat. Fede 7. Tata zaczął pić, a mama się załamała. Teraz wychodzą z domu o świcie, a wracają koło północy. Nawet nie wiem gdzie spędzają ten czas - wytarłam mokre policzki - Przepraszam, ja poprostu...
- Nie, nic nie szkodzi - przytuliła mnie. Poczułam, że mnie rozumie. Wie jak się czuję - To co? Idziemy?
- Pewnie - uśmiechnęłam się. Doszłyśmy do celu. Przeszłyśmy przez drzwi. Była 8.55. Za 5 minut miały zostać wywieszone wyniki. Bałam się. Bałam się jak mała dziewczynka, ale moja przyjaciółka mnie pocieszała i uspokajała. W końcu z jednego z pomieszczeń wyszedł średniego wzrostu mężczyzna. To chyba był Pablo. Wszyscy zebrali się w okół niego.
- Dobrze - zaczął nauczyciel - Za chwilę wywieszę listę osób przyjętych do Studia21, ale najpierw chciałbym pogratulować wszystkim, nawet tym którzy się nie dostali. Za to, że mieliście odwagę przyjść i spróbować swoich sił. Może następnym razem się uda - po chwili mężczyzna przyłożył kartkę do tablicy korkowej i w rogi wbił cztery pinezki. Zebrani rzucili się w tamtą stronę, aby sprawdzić, czy ich nazwisko widnieje obok zielonego kółeczka. Bałam się spojrzeć. Parę osób zaczęło płakać i wybiegło z budynku. Jeszcze innizaczęli skakać do sufitu i krzyczeć coś w stylu ale super, dostałam/em się!!. A ja tam stałam, nie mogłam się ruszyć. Poczułam, że ktoś mnie popycha. Odwróciłam głowę i zobaczyłam Cami. Uśmiechnęła się do mnie i kazała podejść. Tak też zrobiłam. Wodziłam wzrokiem po nazwiskach. Rodriguez, Petras, Resto, Trelpo, Ve... Czekaj, wróć... Resto! Naprawdę jest tam moje nazwisko! Zaniemówiłam. Zniecierpliwiona przyjaciółka postanowiła sama się dowiedzieć, czy się dostałam. Zaczęłyśmy piszczeć i śmiać się. Może jednak Fede miał rację, może wcale nie jestem do niczego.

************************************************
Wiem, wiem strasznie krótki, ale jakoś chwilowo brak mi weny... Może jutro, albo pojutrze uda mi się coś napisać... Narazie muszę z koleżanką pomyśleć o urodzinach π. Musimy coś przygotować... Czy to tylko nasza szkoła ma takie dziwne pomysły?! Komentujcie! :)

2 komentarze:

  1. świetny ;* jak wszystkie wcześniejsze xD
    tak czułam, że Fran się dostanie <3
    świetnie <3 ciekawa jestem co dalej ;)
    czekam na następny ;D
    (; zapraszam do mnie ;**

    //Nati

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Oj no to z następnym rozdziałem się zdziwisz :P Specjalnie dla Ciebie :* :D

      Usuń

Dzięki za komentarze ;*