Chciałam zrobić coś szalonego. Czy to jest definicja szaleństwa?! Jeśli tak, to wszystko odwołuję. Chciałam być częścią tej cudownej instytucji, a zostały mi tylko marzenia... a może aż marzenia? Dlaczego zawsze patrzymy na wszystko tak pesymistycznie?! Czas założyć różowe okulary i ruszyć w podróż do Mediolanu! Z żółtej torebki wyciągnęłam cieniutkiego notebooka i zaczęłam szukać biletów lotniczych. Bingo! Po kilku minutach znalazłam: pojutrze wylot, najnowsze linie lotnicze i co najważniejsze... promocja! Jeśli to nie jest znak to nie wiem co nim jest! Postanowiłam wziąć prysznic i iść spać. Następnego dnia wstałam wcześnie rano. Nie tak dawno myślałam sobie: To moje ostatnie dni we Włoszech, wyprowadzam się za ocean, a teraz myślę sobie, że To moje ostatnie dni w Buenos Aires, wyprowadzam się za ocean. Mam Déjà vu. To wszystko już kiedyś się zdarzyło. Cały dzień chodziłam po mieszkaniu sprawdzając czy na pewno niczego nie zapomniałam. Gdy już mi się to znudziło włączyłam telewizor i zaczęłam oglądać jakiś film. Opowiadał on głównie o miłości na odległość. Chłopak mieszkał w Australii, a dziewczyna przeprowadziła się do USA, aby spełniać marzenia o zostaniu tancerką. Bardzo mi się spodobał, może to dlatego, że było to dokładnie to co ja właśnie przeżywam. Dziewczyna wiele razy wątpiła, rezygnowała i płakała z bezsilności, ale znalazła wsparcie u przyjaciół i rodziny. Chłopak ciągle do niej dzwonił. Nie mógł się pogodzić z tym, że jego ukochana znajduje się za oceanem. Jak w każdym filmie chłopak rzucił się w przepaść. Dziewczyna dowiedziała się o tym 10 dni później. Sama chciała się zabić, ale powstrzymali ją jej przyjaciele. Pomogli jej stanąć na nogi i żyć dalej. W końcu jej życie się ułożyło. Dzięki tej historii stała się odważniejsza i wytrwalsza w pogoni za marzeniami. W końcu założyła własną szkołę, której nazwy nie pamiętam, ponieważ zasnęłam. Przyśniła mi się ta sama historia, ale dziewczyną byłam ja, a chłopakiem był Marco. Obudziłam się o 13. Ktoś zaczął dzwonić do drzwi. Popatrzyłam przez wizjer. To była Camila. Jak jej powiedzieć, że wyjeżdżam? Może lepiej nie mówić... Zostawię jej karteczkę. Udawałam, że nie ma mnie w domu. W końcu dziewczyna poszła. Zabrałam się za pisanie pożegnania. Nigdy nie byłam w tym dobra. W końcu kto niby lubi pożegnania?! Akurat gdy skończyłam zadzwonił dzwonek. Wczoraj powiedziałam właścicielce, że nie zostanę w Buenos Aires. Otworzyłam drzwi.
- Cześć Francesco - przywitała mnie Klaudia - Jesteś pewna, że nie zostaniesz?
- Raczej tak - odparłam.
- No trudno. Dobrze, więc za ten prawie miesiąc musisz zapłacić 80 peso - Po rozliczeniu i innych rzeczach związanych z moim wyjazdem wyszłam z domu. Nagle usłyszałam wołanie - Jakbyś jednak się zdecydowała zostać to wiesz gdzie mnie szukać - uśmiechnęłam się. Nie patrz w tył, liczy się teraźniejszość - powtarzałam sobie. Wsiadłam do taksówki. Gdy zamykałam drzwi usłyszałam Camilę, ale taksówka już ruszyła. Dziewczyna zdążyła tylko podbiec do okna. Nie wiedziałam co robić. Patrzyła na mnie wzrokiem pełnym żalu, jednak pojazd nie miał zamiaru się zatrzymać. Wyciągnęłam z torebki kartkę papieru z dwoma wersami mojego hitu:
Creo que el deseo más grande que tengo es volar
Realmente me ayudaría a acercarme a ti, a ti
Zaczęłam pisać dalej. W końcu się udało.
Ahora mírame fijo a los ojos
Siente el latido del corazón
Te aseguro que lo haré
Volando yo lo sé que voy a estar junto a ti.
Jest piękna.
Dotarłam na lotnisko. Gdy taksówka się zatrzymała dopisałam jeszcze jedno zdanie:
Regálame otro día más (tłum. Daj mi jeszcze jeden dzień)
Chodziło mi o to, że chciałam mieć jeszcze jeden dzień na podjęcie decyzji. Nie byłam pewna czy to co robię jest słuszne. Wysiadłam z auta. Camila stała właśnie przede mną.
- Dlaczego ze mną nie porozmawiałaś - zaczęła. Widziałam, że ta rozmowa była dla niej trudna - o tym, że masz zamiar wyjechać?
- Nie wiem. Przepraszam, bałam się, że...
- Dobrze - przerwała mi - to nic. Słuchaj, ty się dostałaś!
- Co?
- No tak. Dostałaś się. To Ludmiła kazała Gregorio skłamać. Miałaś sobie darować, a Pablo miał się nie dowiedzieć - nie umiałam nic powiedzieć. Byłam szczęśliwa. Moje marzenia jednak mają szansę na realizację.
- Więc - zaczęłam niepewnie - co my tu jeszcze robimy?
- Chodź! - wsiadłyśmy do taksówki.
- Mogę Ci coś pokazać? - zapytałam.
- Pewnie - uśmiechnęła się, a ja podałam jej kartkę z tekstem piosenki.
- Nie ma tytułu? - zapytała przyjaciółka.
- Nie, jeszcze nie wymyśliłam.
- A mogę ja?
- Oczywiście.
- Otro dia mas - tak ją nazwij - powiedziała oddając mi kartkę.
- Dziękuję, tak zrobię.
*******************************************
Może być taki krótki? :) Nie potrafię napisać zbyt długiego :P Jak tam się dzisiaj miewacie misiaczki? :) Bo ja mam bardzo dobry humorek (od jakiejś godziny :D). KOMENTUJCIE! KOMENTUJCIE! KOMENTUJCIE! KOMENTUJCIE! KOMENTUJCIE!
KOMENTUJCIE! KOMENTUJCIE! KOMENTUJCIE!
KOMENTUJCIE! KOMENTUJCIE! KOMENTUJCIE!
KOMENTUJCIE!
^^

świetny rozdział jak zawsze ;)
OdpowiedzUsuńto jednak Fran się dostała... oj ta Ludmiła, ale namieszała...
przepraszam za opóźnienie ;) czekam na następny rozdział
pozdrawiam
//Nati