piątek, 28 marca 2014

Rozdział 14

Odłożyłam telefon na biurko i zeszłam na dół do "przyjaciółki". Czy
ona naprawdę jest moją przyjaciółką? W końcu jeśli by nią była, nie knułaby niczego z wrogiem... Nie miałaby przede mną tajemnic... Ktoś kiedyś powiedział, że trzeba się uczyć na cudzych błędach. Powinnam go posłuchać? Szczerość. Szczerość i tylko szczerość. Tak by zrobiła prawdziwa przyjaciółka...
- Cami? - zwróciłam się do niej. - Czy mogę być z Tobą szczera?
- O jejku, już się boję - zażartowała, ale po co? Ja zwracam się do niej na poważnie, a ona zażartowała sobie z tej sytuacji! - No mów, o co chodzi?
- Nie wiem jak zacząć. Słuchaj, wiem, że nie powinnam, ale... odebrałam twój telefon. Dzwoniła Ludmiła - ledwo przeszło mi przez gardło to imię.
- Fran.. - przerwała mi.
- Poczekaj, daj mi dokończyć! - zganiłam ją i po chwili mówiłam dalej. - Mówiła, tzn. krzyczała - poprawiłam się. - że masz mnie... wyrzucić ze Studia - dziewczyna spuściła głowę.
- Posłuchaj... Zanim ty przyszłaś jedyna dziewczyna w Studiu, no wiesz taka fajna - zrobiłam wielkie oczy. Ludmiła? FAJNA?! Czy ja o czymś nie wiem?! - to była ona. Na samym początku, gdy się poznałyśmy, była miła i przyjazna, ale wiesz jak to mówią: sodówka uderzyła jej do głowy, już po pierwszym koncercie. Załatwiła sobie Naty - jej służącą, którą nazywa przyjaciółką, a także Leóna - zaczerwieniła się na wściekle czerwony kolor. - Wszyscy są świetnymi muzykami. Chociaż Ludmiła kompletnie mnie olewa nie pozwala mi mieć znajomych, płonie z zazdrości. Tak samo było z Maxim, z Tobą... Ale musisz mi zaufać, nigdy nie będę knuła niczego z tarantulą - po tym pięknym wyznaniu słowa były zbędne. Rzuciłam jej się w ramiona i wyszeptałam:
- Przepraszam.
- Ale za co?
- Że Ci nie zaufałam, że odebrałam telefon...
- Nic nie szkodzi, zrobiłabym to samo - wyznała przyjaciółka. Gdyby ludzie mieli swoje ceny, ona byłaby warta więcej niż góra złota!
Po tym poszłyśmy na górę. Jeszcze długo potem rozmawiałyśmy. Przyjaciółka opowiedziała mi o wszystkim co powinnam wiedzieć o Studiu, kogo powinnam unikać... Koło godziny 23 zasnęłyśmy i aż do 7 rano pozostałyśmy w tym stanie.
- Fran! Fran, pobudka! - usłyszałam zachrypnięty głos Camili.
- Nie śpię! - krzyknęłam, gdy zaczęła mnie gilgotać.
- Haha, to wstawaj! Idziemy na śniadanko, na śniadanko - zaczęła podśpiewywać na melodię piosenki z przedszkola o jagódkach. Wygramoliłam się z łóżka, zgarnęłam ubrania z szafy i skierowałam się w stronę łazienki. Zjadłyśmy śniadanie i wyszłyśmy z domu. Po drodze spotkałyśmy Maxiego. Razem śmialiśmy się i śpiewaliśmy, krzyczeliśmy i tańczyliśmy. Przechodnie patrzyli na nas, jak na wariatów. Może i słusznie, ale kto by się tym przejmował w takim towarzystwie! Kocham tych ludzi! Wszystko byłoby takie proste, takie piękne, ale życie to nie bajka. Na horyzoncie ujrzałam moją znajomą - Lisę. Obok niej stali dwaj policjanci. Dziewczyna miała mocniejszy makijaż, niż gdy ostatni raz ją widziałam i minę typu: "mam wszystko gdzieś". Nie przepadam za takimi osobami. Przecież trzeba być optymistą! Nie mówię, że trzeba ze wszystkiego się jarać etc, ale takie gadanie, że wszystko jest do niczego nie jest dobre, to nigdzie nie prowadzi. Myślę, że nie ma sensu patrzeć na wszystko tak pesymistycznie. Wystarczy szczypta entuzjazmu i cały świat wygląda lepiej. Podeszłam bliżej.
- Lisa?! - chociaż miała zupełnie inne nastawienie, makijaż oraz ubranie, to i tak ją poznałam, ale dla pewności zapytałam.
- Świetnie jeszcze tej tu brakowało! - ciągle udawała... a może TO była prawdziwa Lisa.
- Czyli ma na imię Lisa? Znasz ją? - odezwał się jeden z policjantów.
- Eeee - zająknęłam się. - No tak - odparłam w końcu. - Ale co tutaj się dzieje?
- Ta dziewczyna próbowała okraść sklep obuwniczy! - odpowiedział, po czym skierował się do dziewczyny. - Ty wiesz, że to jest karane? Jeśli nam zaraz nie powiesz gdzie mieszkasz, to pójdziesz z nami na komendę! - zagroził stróż prawa, ale ona miała go w nosie.
- Taa, nigdzie nie idę niedźwiadku! - zakpiła sobie.
- Za obrazę funkcjonariusza kara może być jeszcze surowsza! - policjant był już na skraju wytrzymałości.
- Lisa, ale dlaczego to zrobiłaś? - zwróciłam się do znajomej.
- Słuchaj dziewczynko! - tym razem nie była tak miła, jak ostatnio. - Po pierwsze ja nie jestem Li...
- Ana! - krzyknęła jakaś dziewczyna. Nie widziałam jej twarzy, ponieważ słońce świeciło mi prosto w twarz. Gdy podeszła bliżej poznałam ją. To była... Lisa?! Ale przecież ona stoi tutaj koło mnie! - Francesca?! Co się tutaj dzieje?
- Ana?! To... to nie jest Lisa... - niczego nie rozumiałam.
*********************************************
Hejka, jak tam się dzisiaj miewacie? Mam taki fajny pomysł na historię miłosną, ale nie wiem jak go tutaj wpleść... Muszę nad tym pomyśleć, a tym czasem... do TV oglądać Violettę :))))).
 PS. Nie chce mi się już sprawdzać więc za jakieś durne błędy przepraszam i poprawię... ale później n.n (połowę sprawdziłam, ale dalej nie :)) ZOSTAW KOMENTARZ! ;D

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Dzięki za komentarze ;*