sobota, 1 marca 2014

Rozdział 7

Brak perfekcji jest piękny,
szaleństwo jest geniuszem,
i lepiej być absolutnie niedorzecznym,
niż absolutnie nudnym.

~ Marilyn Monroe

Przez całą podróż rozmawiałyśmy, śmiałyśmy się i... robiłyśmy zdjęcia. Sobie, widokom za oknem, śmietnikom pod siedzeniami... WSZYSTKIEMU! Bawiłyśmy się przednio. Wymieniłyśmy się też numerami telefonów. Powiedziała, że mogę do niej dzwonić. Umówiłyśmy się na jutro, aby zwiedzić Buenos Aires. Podałam jej adres, a ona obiecała przyjść.
- Prosimy o zapięcie pasów, za chwilę lądujemy - ugh, znowu ten głosik. Nienawidzę go! Coś jak przesłodzona herbata. Po lądowaniu stewardesa znowu się odezwała - Dziękujemy za wybór naszych linii. Teraz mogą państwo odpiąć pasy i powoli wysiąść z samolotu.
- Dziękujemy za wybór naszych linii. Teraz mogą państwo odpiąć pasy i powoli wysiąść z samolotu - zmieniła głos Lisa. Zaśmiałam się. Gdy już wyszłyśmy z budynku lotniska pożegnałyśmy się. Teraz czekała mnie najtrudniejsza część: znaleźć ulicę Avenida Corrientes. Zajęło mi to pół godziny. Znajdował się tam Teatr Opera, Teatr Gran Rex, Luna Park oraz przy ulicy odchodzącej od mojej Teatr Maipo. Najważniejsze jednak było Studio21 na jej końcu. Niepewnie weszłam do niewielkiego domu. Federico powiedział, że właściciel będzie w środku. Tak też było, już w wejściu przywitała mnie wysoka, ciemnowłosa kobieta. Pokazała mi każdy pokój. Nie było tu korytarza. Był wielki salon. Stał tam fortepian. Na ścianie obok wisiały skrzypce i gitara. Na środku pomieszczenie stała piękna, biała kanapa, ozdobiona pomarańczowymi poduszkami. Mogę na niej położyć mój kocyk, będzie pasował idealnie. Przed nią stała kolejna, a pomiędzy nimi znajdował się stolik. Do jego boku przysunięty był pasujący fotel, a na przecinym końcu stał telewizor. Za salonem znajdowała się kuchnia oraz jadalnia, oddzielone dużymi, przesuwanymi drzwiami. W sercu domu (sercem jest kuchnia oczywiście)było bardzo jasno, dzięki dużym oknom. W jadalni nie było nic niezwykłego. Stół na środku i krzesła w okół niego. Duże okno i obraz na ścianie. Kobieta dała mi jeszcze kilka rad, zostawiła klucze, numer telefonu i poszła. Zostałam sama, całkiem sama w tym wielkim mieszkaniu. W salonie znajdowały się schody na piętro, a właściwie półpiętro. Tam były już tylko sypialnie, oraz łazienka. Moją nową historię rozpoczęłam od rozpakowania się. Ubrania do wysokiej szafy w pokoju, buty do szafki przy drzwiach, kapcie obok łóżka, kosmetyki do łazienki... Po walizce przyszła pora na gitarę, a po niej na torebkę. Wyjęłam z niej telefon i laptopa. Właścicielka podała mi także hasło do Wi-fi, dzięki temu mogłam wejść na Skype'a i pogadać z Federico. Przy jego imieniu widniała zielona kropeczka. Nacisnęłam kilka razy na jego zdjęcie, po czym na napis Rozmowa wideo.
- Hej Fran! - rozległ się krzyk zanim zdążyłam cokolwiek powiedzieć. Rozmawialiśmy do późna. W tym czasie zamówiłam pizzę, opowiedziałam mu o mojej nowej koleżance, pokazałam pokój... Po skończonej rozmowie poszłam się wykąpać. Po wyjściu wzięłam gitarę i zaczęłam śpiewać Podemos. Ta piosenka jest wyjątkowa. Mówi o tym, że dzięki naszej miłości możemy wszystko, że brak perfekcji jest piękny. Po tym poszłam spać. Jednak nie byłam przyzwyczajona do tego miejsca. Za oknem co chwila słyszałam silnik przejeżdżającego auta, śmiechy blokerów, tłuczone butelki... O matko! Tu się nieda zasnąć! Pogrzebałam chwilę w torebce i znalazłam. Słuchawki! Podłączyłam je do telefony i zaczęłam słuchać muzyki. Ona działa cuda. Teraz nie słyszałam już niczego, ani nikogo poza nim. Marco. Miałam nagrane jak śpiewa. Po chwili odpłynęłam. Razem z nim. To było magiczne. To było takie inne. Spacerowaliśmy na polanie. Nagle z nikąd pojawił się koc piknikowy, kosz oraz gitara. Usiedliśmy. Chłopak zaczął grać piosenkę, słuchaną przeze mnie przed snem. Podczas refrenu dołączyłam do niego. Gdy zabrzmiały ostatnie wersy piosenki Marco zbliżył się do mnie. Już mieliśmy się pocałować, gdy zabrzmiał budzik. Przed sobą trzymałam poduszkę. Rzuciłam nią o ścianę, wyłączyłam budzik i wygramoliłam się z łóżka. Zeszłam na dół, aby zobaczyć co jest w lodówce, tam jednak oprócz półek i białego światła nic nie było. Ubrałam się, wzięłam pieniądze i poszłam do sklepu. Kupiłam wszystko co było mi potrzebne i wróciłam do domu. Zrobiłam sobie owe śniadanie i poszłam zobaczyć restaurację Luci, w której miałam pracować. Jest on moim kuzynam. Już gdy tylko weszłam rozpoznał mnie.
- Hola Francesca! - uśmiechnął się.
- Hola Luca!
- Twój brat dzwonił do mnie, że chcesz tu pracować, ponieważ potrzebujesz pieniędzy.
- Tak, to prawda - on chyba nigdy nie przestaje się uśmiechać. Cały czas tylko ten uśmiech. Jakby nie mógł przestać.
- Mówił ci o twojej wypłacie?
- Tak, 200 peso*.
- Dokładnie. Więc od kiedy zaczynasz?


**************************************************
*200 peso argentyńskiego to ok. 76 polskich otych. Czy ja nie dodaję tych rozdziałów za szybko? La Boca, Buenos Aires, Argentyna <--- Zapraszam na foto-wycieczkę w Google Maps - te domki są przeurocze! ;D

1 komentarz:

Dzięki za komentarze ;*